O diagnozie, problemach dzieci i młodych ludzi w pandemii, tym jak im zapobiegać i czemu nie dawać złotych rad mówi Barbara Golasik z Propsyche.
Agnieszka Farbiszewska: Częścią diagnozy psychologiczno – pedagogicznej jaką przeprowadzasz w Propsyche jest między innymi obserwacja dziecka w szkole, z rówieśnikami, a nawet w domu. Nie wszyscy stosują tę metodę, co wydaje się stratą dla całego procesu diagnozy. Jak wygląda taka obserwacja dziecka w szkole?
Barbara Golasik, pedagog, psychoterapeuta dzieci i młodzieży, zajmuje się diagnozą psychologiczno-pedagogiczną, terapią indywidualną i grupową dzieci i młodzieży, wsparciem wychowawczym rodziców: Dziecko nie wie, że jest obserwowane, nie spotyka się ze mną przed obserwacją. Postępujemy tak, aby nie zaburzać procesu obserwacji, by dziecko zachowywało się naturalnie w danej sytuacji. Do tej prowadziłam obserwacje w około 20-30 szkołach, jeszcze się nie zdarzyło, aby szkoła odmówiła współpracy.
Dla szkoły, nauczycieli takie postępowanie jest także korzystne…
Tak, jest możliwość zaobserwowania różnych rzeczy i czasami doradzenia czegoś nauczycielowi w kwestii postępowania z danym dzieckiem. Każdy z nas działa czasami na autopilocie i dlatego spojrzenie z zewnątrz może być bardzo cenne i korzystne zarówno dla dziecka jak i nauczyciela.
W jakich sytuacjach taka obserwacja jest potrzebna?
Nie wyobrażam sobie na przykład diagnozy autyzmu bez obserwacji dziecka w grupie rówieśniczej. Obserwacja dziecka w środowisku szkolnym, w grupie innych dzieci daje bardzo dużo informacji zwrotnych, które potem można przekazać w rozmowie post diagnostycznej jako ważne sugestie do pracy. Dla mnie to bardzo ważna część diagnozy dziecka.
Wiele osób mówi, że pandemia fatalnie wpłynęła na zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży. Czy rzeczywiście jest bardzo źle? Co wynika z Twoich obserwacji?
Pracuję z dziećmi i młodzieżą, większość moich pacjentów jest w wieku szkolnym. Z około 30 procentami z nich miałam kontakt przed pandemią, w trakcie i mam do tej pory, pozostali to pacjenci nowi. Są to osoby z konkretnymi objawami, występują zaburzenia lękowe, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, problemy somatyczne często związane z emocjonalnymi problemami, ataki paniki, zaburzenia depresyjne oraz fobie szkolne.
W trakcie wywiadu zazwyczaj dowiadywałam się, że przed pandemią coś się zaczynało dziać, ale pandemia okazała się taką reakcją chemiczną, w której wlewa się ocet do zalegającej gdzieś sody. Być może bez pandemii w przypadku części osób problemy narastałyby wolniej, a niektórzy poradziliby sobie z nimi sami. Dzieci przez działanie, ruch, aktywność, rytm pozbywają się wielu napięć, w pandemii te drogi ujścia nieprzyjemnych emocji zostały ograniczone – część osób nie potrafiła wykształcić gdzieś w środowisku domowym nowych sposobów odreagowania emocji i w większości przypadków to napięcie zaczęło zalegać w ciele i narastać. Dzieci były zamknięte w zasadzie przez półtora roku w domach z małymi przerwami ich aktywności były mocno ograniczone. Problemy musiały się pojawić i myślę, że pojawiać się będą.
Na co rodzic powinien zwrócić uwagę, co go może zaniepokoić?
Gdy widzimy smutek, przygnębienie, płaczliwość, u dzieci i nastolatków. W odróżnieniu od dorosłych bardzo często u dzieci dominuje drażliwość, dziecko łatwo wpada w złość lub rozpacz, może demonstrować wrogość wobec otoczenia – zachowuje się w sposób odpychający, zniechęcający do nawiązania kontaktu. Niepokojąca powinna być także apatia, zobojętnienie, zmniejszenie, a nawet utrata zdolności do przeżywania radości. Dziecko przestaje cieszyć się z rzeczy lub wydarzeń, które wcześniej sprawiały mu radość. Zwróćmy uwagę na sytuacje, gdy dziecko często mówi, że nie ma siły wstać, nie ma siły usiąść do lekcji, ma problemy z koncentracją uwagi, poczucie znudzenia, zniechęcenia, gdy ogranicza lub zaprzestaje aktywności, które wcześniej były dla niego ważne lub przyjemne, np. zabawa, hobby, spotkania z rówieśnikami, a także kiedy jest duża niechęć do podejmowania codziennych obowiązków lub zupełne ich zaniechanie.
Dziecko może np. odmówić porannego wstawania, chodzenia do szkoły, wychodzenia z domu, a w skrajnych przypadkach – ze swojego pokoju, zaniedbywać higienę osobistą. Może wstąpić wycofanie się z kontaktów społecznych, relacji z rówieśnikami. To są alarmujące sygnały. Z drugiej strony niepokoić powinna również ucieczka w świat wirtualny. Dzieci potrzebują bodźców, a w świecie wirtualnym łatwo o nie, niedobrze jest, kiedy tylko takie bodźce zaczynają być jedyną formą doświadczenia przyjemności, odprężenia lub zajmują cały wolny czas.
Do kogo się zgłosić, gdy uznamy, że nasze dziecko potrzebuje pomocy?
Najlepiej na konsultacje do specjalisty: psychiatry, psychologa lub psychoterapeuty, który oceni podczas spotkania z nastolatkiem i rodzicami, a w przypadku dzieci, najpierw z rodzicami, a następnie z dzieckiem, jak duży jest problem. Bywa tak, że rodzice szybko wyłapią problem, tak było z pacjentem, który przyszedł do mnie z rodzicami w czerwcu. Chodziło o bardzo konkretny problem – to jeszcze nie był pożar, ani nawet mały ogień, coś jednak zaczynało się tlić i udało się dość szybko go przepracować. Jednak najczęściej gasimy pożary – myślę, że prewencja i uświadamianie pozwala na szybką reakcję. Część moich pacjentów młodzieżowych przychodzi, bo sami czują taką potrzebę, widzę w tym dużą samoświadomość młodych ludzi i wrażliwości rodziców na ich potrzeby.
Młodsze dzieci, które chodziły do przedszkola lepiej zniosły izolację?
Myślę, że wiek ma wpływ. Musimy wziąć pod uwagę także okres rozwojowy. U nastolatków dużo się dzieje w kwestii emocji, ciała, hormonów, jeśli na to nałożymy kryzys związany z tym, że nie można wyjść, nie można pobyć wśród rówieśników, ograniczona jest możliwość komunikacji osobistej, to wydaje się, że te osoby miały trudniejszą sytuację.
Co możemy doradzić rodzicom?
Mam taką refleksję, którą się dzielę z rodzicami: pytajmy dzieci jak możemy im pomóc, nie udzielajmy im rad. T,o co nam pomaga, co na nas dobrze wpływa niekoniecznie musi być dobre dla naszego dziecka. Ono może być zupełnie inne niż my, mieć inny temperament, odmienne cechy charakteru, zupełnie inne potrzeby, a przede wszystkim jest na innym etapie rozwoju. Każde zachowanie można interpretować na różne sposoby – tak jak słowa można rozumieć inaczej – ważne, abyśmy szukali zrozumienia i byli zrozumiani. Pytajmy więc: widzę, że coś się dzieje, ale nie wiem co, jak mogę ci pomóc, co mogę zrobić? Prowadźmy otwartą komunikację pozbawioną rad typu: jak ja byłem w twoim wieku albo: jak ja bym tak się odezwał do mojego rodzica … To nic nie wnosi. Zamiast pytać: co w szkole, spytaj: jak się czujesz, jak ci minął dzień, co słychać? Kierowane do dziecka pytanie: jak ci mogę pomóc, daje komunikat: jestem gotowy, powiedz co mam zrobić. To jest bardziej otwierające niż dawanie złotych rad.
[/et_pb_text][/et_pb_column] [/et_pb_row] [/et_pb_section]